czwartek, 6 marca 2014

o kaszy bulgur słów kilka

Kupiłam paczkę kaszy bulgur z zamiarem zrobienia niezniszczalnego "że niby primavera" (tak, wiem że jestem z tym już nudna, ale co poradzę, że mogłabym to jeść w kółko...).
No więc, patrzę na etykietę szukając wskazówek, jak tę kaszę ugotować, no i okazuje się, że mam kłopot. Na opakowaniu widnieje informacja, żeby na 30 minut przed przygotowaniem zalać kaszę wodą. Tyle. Nie trzeba gotować???
Odpalam internet w poszukiwaniu dalszych informacji i co znajduję? Informacyjny chaos.
Jedyne, co tak naprawdę mi pomogło, to wpis Klaudyny (dzięki Klaudyna!).
Okazuje się, że bulgur bulgurowi nie równy. Przede wszystkim trzeba wziąć pod uwagę, czy kasza jest drobna, czy gruba (nie wiedziałam, że jest kilka rodzajów - w sklepie była jedna paczka). Generalnie wystarczy (szczególnie przy drobnej), jeśli zalejemy ją wrzątkiem jak kuskus i poczekamy, aż wchłonie płyn! Grubą kaszę możemy pogotować pod przykryciem 3-6 minut i potem dać jej odpocząć pod kołderką jak jaglance.
Kilka wpisów, które znalazłam podaje, że trzeba ją gotować 20-30 minut!!! O mamo! Nie chcę wiedzieć, co by z tego powstało!!!

A teraz doza informacji o samej kaszy:
- zawiera sporo białka i niewiele tłuszczów.
- ma niski indeks glikemiczny to znaczy, że nie powoduje gwałtownych skoków poziomu cukru we krwi i daje uczucie sytości na długo.
- obniża cholesterol. 
- ma jedną z największych zawartości błonnika - a, wiadomo, on zapobiega zaparciom, zazwyczaj jest dobry dla jelit i podobno zapobiega nowotworom okrężnicy :)
- ma dużo witaminy B i kwasu foliowego, magnezu, żelaza i fosforu.
Jak już wszystko wiecie, to czarujcie! Smacznego!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz