Przy okazji zbierania czarnego bzu zaopatrzyłam się w garść pokrzywy. Rosła młoda, widać dopiero co odrośnięta od ziemi. Nie wzięłam rękawiczek, zbierałam przez worek, a i tak miałam bąble na opuszkach palców. Dziś nadszedł dzień na przerób. Umyłam ją, sparzyłam i w domu zapachniało jak w "starej chałpie" w Hałcnowie, gdzie mieszkała moja prababcia. Pamiętam ten zapach doskonale. Babcia wychodziła za dom, wracała z pękiem pokrzyw, gotowała i robiła płukankę do włosów. Ja do włosów używam płukanki z drogerii, ale za to wyczarowałam małą tartkę. Chwaścianą tartkę.
TARTA Z POKRZYWĄ
mniej niż 0,5 kg pokrzywy
1/3 opakowania fety, ewentualnie 2/3 kostki twarogu, ale wtedy trzeba go rozrobić ze śmietaną
czosnek
miąższ z połowy wyfiletowanego pomidora, pokrojony w drobniuteńką kostkę
Ciasto na tartę robię standardowe, ale z połowy porcji. Wkładam do maleńkiej foremki na tarty, albo skoro jej nie mam, bo nie mam ;) formuję kółko. Podpiekam, a w tym czasie robię farsz: pokrzywę płuczę pod bieżącą wodą, potem na sitku parzę wrzątkiem, wtedy przestanie ona parzyć mnie, odsączam, wrzucam na deskę do krojenia i dość drobno siekam. Posiekaną mieszam w miseczce z fetą, ewentualnie twarogiem. Podkręcam pieprzem i czosnkiem. Nakładam na spód, a na wierzch wysypuję pokrojone w drobniusieńską kosteczkę filety z pomidora. Piekę ok 15-20 min.
Możecie się dziwić, że używam tak dużo fety do tart, ale ten ser najbardziej mi się komponuje, właściwie z każdym składnikiem. Są oczywiście placki, których z fetą nie zrobię, bo jest to choćby fizycznie niemożliwe. Np. grzybów fetą nie zaleję, bo się smaki nie połączą harmonijnie. Poza tym feta nie jest płynna ;), ale składniki, które same w sobie są... jakby to nazwać... mało wyraźne, a które lubią sól, bo ona sprawia, że stają się sobą, jak szpinak, jak dynia, u mnie muszą iść w parze z fetą. Może opowiadam farmazony?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz