Nie mam pojęcia dlaczego, ale miałam paniczny lęk przed robieniem racuchów "z głowy". Zawsze kurczowo trzymałam się przepisu woląc raczej zrezygnować z placków, niż smażąc je z proporcji zapamiętanych. A zapamiętać ich za cholerę nie mogłam. Aż wczoraj się przekonałam i zrobiłam. Pomyślałam sobie tak: nie mam internetu, przepisu nie ma w żadnej książce, ale pomyślmy z czego te racuchy muszą się składać. Na pewno mąka, płyn, jajco, coś spulchniającego, jakiś owoc - dziś jabłko. Ciasto, pamiętam, ma konsystencję trochę gęstszą niż naleśnikowe. Booosz... jaka filozofia???
Szklanka mąki
nie pełna szklanka mleka (jakby ciasto było za gęste dodać trochę więcej)
jajko
proszek do pieczenia tak 1/4 łyżeczki, żeby nie przesadzić
półtora jabłka
Wszystko razem wymieszałam i usmażyłam racuchy. Pyszne racuchy.
Czasami warto sobie zaufać ;)
Na zdjęciu racuchy w towarzystwie FJUTa, czyli syropu z buraków cukrowych (zawiera magnez, wapń, potas i żelazo. Zawarte w syropie z buraków żelazo jest łatwiej przyswajalne dla organizmu wraz z witaminą C, więc warto łączyć z cytrusami) i syropu z pędów sosny (z uwagi na bogactwo witaminy C i soli mineralnych, syrop ten wpływa ogólnie wzmacniająco na organizm).
.
poniedziałek, 30 grudnia 2013
omniomniom
Po świętach chciało się czegoś lekkiego i prostego. Więc wygrzebałam kilka składników i wyszedł
ZIMOWY MAKARON PRIMAVERA ;)
pół paczki penne, czy ile tam zużyjecie
6-8 suszonych pomidorków z oliwy
kopiata łyżka kaparów
szklanka mrożonej fasolki szparagowej ugotowanej wcześniej na parze albo w wodzie
pół kostki fety
Makaron gotujemy w osolonej wodzie, a w tym czasie pomidory kroimy w kostkę, kapary grubo siekamy, fetę korimy w kosteczkę. Jak makaron dojdzie to mieszamy wszystko razem. Nie zapomnijmy o fasolce! Można podlać odrobiną oliwy spod pomidorów. I się zajadamy :)
ZIMOWY MAKARON PRIMAVERA ;)
pół paczki penne, czy ile tam zużyjecie
6-8 suszonych pomidorków z oliwy
kopiata łyżka kaparów
szklanka mrożonej fasolki szparagowej ugotowanej wcześniej na parze albo w wodzie
pół kostki fety
Makaron gotujemy w osolonej wodzie, a w tym czasie pomidory kroimy w kostkę, kapary grubo siekamy, fetę korimy w kosteczkę. Jak makaron dojdzie to mieszamy wszystko razem. Nie zapomnijmy o fasolce! Można podlać odrobiną oliwy spod pomidorów. I się zajadamy :)
na śniadanie
Pozostając w klimacie świątecznym podaję przepis na pasztet.
PASZTET Z SOCZEWICY I KASZY JAGLANEJ ZE ŚLIWKĄ
szklanka ugotowanej kaszy jaglanej
szklanka soczewicy zielonej też ugotowanej
sól, pieprz, ząbek czosnku
posiekana i podsmażona połówka cebuli
1 większa marchewka starta na drobnych oczkach
1/2 łyżeczki majeranku
1/2 łyżeczki hyzotopu
dużo wędzonych śliwek, ze dwadzieścia, myślę, starczy
Wszystkie składniki, oprócz śliwki i marchewki miksuję na gładką masę. Brytfankę (ja wzięłam tortownicę z kominem) smaruję tłuszczem i obsypuję otrębami. Jeśli masa jest za rzadka dorzucam do środka maksymalnie 1/3 szklanki otrębów. Mieszam z marchewką i wylewam połowę masy. Na wierzchu układam śliwki po środku najlepiej po dwie w rzędzie. Zalewam resztą masy i piekę około 40 minut. Pasztet może wydawać się miękki, ale po dokładnym wystudzeniu powinien jeszcze stężeć.
PASZTET Z SOCZEWICY I KASZY JAGLANEJ ZE ŚLIWKĄ
szklanka ugotowanej kaszy jaglanej
szklanka soczewicy zielonej też ugotowanej
sól, pieprz, ząbek czosnku
posiekana i podsmażona połówka cebuli
1 większa marchewka starta na drobnych oczkach
1/2 łyżeczki majeranku
1/2 łyżeczki hyzotopu
dużo wędzonych śliwek, ze dwadzieścia, myślę, starczy
Wszystkie składniki, oprócz śliwki i marchewki miksuję na gładką masę. Brytfankę (ja wzięłam tortownicę z kominem) smaruję tłuszczem i obsypuję otrębami. Jeśli masa jest za rzadka dorzucam do środka maksymalnie 1/3 szklanki otrębów. Mieszam z marchewką i wylewam połowę masy. Na wierzchu układam śliwki po środku najlepiej po dwie w rzędzie. Zalewam resztą masy i piekę około 40 minut. Pasztet może wydawać się miękki, ale po dokładnym wystudzeniu powinien jeszcze stężeć.
Tu w towarzystwie konfitury z cebuli i pomarańczy, o której pisałam kilka postów niżej. |
A teraz jeszcze trik. Dzięki koleżance Basi nauczyłam się w końcu gotować kaszę jaglaną na sypko. Zawsze wychodziła mi wstrętna paćka, ale teraz kaszę podsmażam na oliwie przed gotowaniem, zalewam większą ilością wody - np na pół szklanki kaszy wlewam dwie wody, gotuję krótko - jakieś 10-15 minut. Nie mieszam! Po tym czasie zawijam ją w kołdrę na jakiś czas, żeby sobie doszła. Myślę, że może to być z 30 min. Ja zazwyczaj zostawiam na dłużej, bo gotuję ją rano, a zużywam dopiero na obiad. Kasza w kołdrze do tego czasu utrzyma ciepło!
świąteczne wypieki
Trochę miałam pieczenia w tym roku. Bałam się, bo cała odpowiedzialność za ciasta spadła na mnie. Bałam się, czy wyjdzie...
Sernik musi być, więc zdecydowałam się na ten. Bardzo przyzwoity, lekki.
Bez makowca też nie ma świąt. Trochę mi się rozszedł przy lepieniu, ale w sumie w niczym to nie przeszkodziło. Przewróciłam go po upieczeniu lepieniem do dołu i jakoś się zwarł ;)
Kilka rodzajów ciasteczek, jedyne warte zapamiętania to tureckie księżyce, które kilku osobom przywołały miłe wspomnienia głównie z dzieciństwa. Mięsiste, wyraziste, pyyyszne! No i zaskakujące lawendowe.
Po świętach zostało mi trochę sera, więc spróbowałam robić ten desernik, ale nie wyszedł rewelacyjnie. A. określił go jako podeszwę, co nie przeszkodziło mu wchłonąć go niemal całego, z tego powodu nie wrzucam jego zdjęcia ;)
Sernik musi być, więc zdecydowałam się na ten. Bardzo przyzwoity, lekki.
Bez makowca też nie ma świąt. Trochę mi się rozszedł przy lepieniu, ale w sumie w niczym to nie przeszkodziło. Przewróciłam go po upieczeniu lepieniem do dołu i jakoś się zwarł ;)
Kilka rodzajów ciasteczek, jedyne warte zapamiętania to tureckie księżyce, które kilku osobom przywołały miłe wspomnienia głównie z dzieciństwa. Mięsiste, wyraziste, pyyyszne! No i zaskakujące lawendowe.
Po świętach zostało mi trochę sera, więc spróbowałam robić ten desernik, ale nie wyszedł rewelacyjnie. A. określił go jako podeszwę, co nie przeszkodziło mu wchłonąć go niemal całego, z tego powodu nie wrzucam jego zdjęcia ;)
desernik śliwkowy i tureckie księżyce |
desernik śliwkowy i makowiec |
na obiad
Pierwszy dzień świąt zwykle jest zabiegany. Trzeba zaliczyć spacer, kilka ciotek. Nie chce się gotować, ale jednak coś by się zjadło. Sałatki jadłam rano, chcę obiadu. W tym roku, jak co roku, kluski śląskie i czerwona kapusta.
Kluski śląskie robię na oko. Kilka ziemniaków (5, 6) obieram i gotuję. Kiedy wystygną gniotę i nożem w garnku robię krzyż. Wyjmuję 1/4, odkładam na resztę pure i w jej miejsce wsypuję mąkę ziemniaczaną. Wszystko dokładnie mieszam i lepię kulki. Palcem robię dziurkę. Ten etap lubię najbardziej ;) Gotuję do wypłynięcia.
Kluski podaję z czerwoną kapustą. W tym roku w tej formie. A. trochę marudził, bo zbyt korzenna, ale mnie smakowała.
Do tych dodatków podałam kotlety z kaszy gryczanej. Kaszę gotuję, mieszam z jajkiem i otrębami albo po prostu mąką i przyprawami. Tym razem tylko z czerwoną, słodką papryką. Lepię kotlety i smażę.
Smacznego!
Kluski śląskie robię na oko. Kilka ziemniaków (5, 6) obieram i gotuję. Kiedy wystygną gniotę i nożem w garnku robię krzyż. Wyjmuję 1/4, odkładam na resztę pure i w jej miejsce wsypuję mąkę ziemniaczaną. Wszystko dokładnie mieszam i lepię kulki. Palcem robię dziurkę. Ten etap lubię najbardziej ;) Gotuję do wypłynięcia.
Kluski podaję z czerwoną kapustą. W tym roku w tej formie. A. trochę marudził, bo zbyt korzenna, ale mnie smakowała.
Do tych dodatków podałam kotlety z kaszy gryczanej. Kaszę gotuję, mieszam z jajkiem i otrębami albo po prostu mąką i przyprawami. Tym razem tylko z czerwoną, słodką papryką. Lepię kotlety i smażę.
Smacznego!
A tu takie foto z Wigilii, jedyne z resztą, bo za bardzo pochłonięta byłam jedzeniem, żeby foty cykać ;) |
sobota, 21 grudnia 2013
tort bez okazji
Robiłam ciasteczka i zostało mi dużo białek. Postanowiłam więc zrobić tort bezowy. Kilka razy się już do niego przymierzałam, ale nie wiedziałam znowu, co później zrobić z żółtkami ;)
"A. zrobiłam ci tort bezowy!"
"A. zrobiłam ci tort bezowy!"
"Nienawidzę bezy!".
Przepis wzięłam od White Plate z książki "Słodkie", z której zresztą uczę się ostatnio angielskiego przyprawiając moich nauczycieli o wariactwo, bo ileż można gadać o jedzeniu? Oj można, można! I w koło Macieju what's the difference between dehydrated and desiccated coconut flakes, what's the difference between, what's the diff...
TORT BEZOWY JUSTYNKI (chyba taką nazwę nosi w książce) ciut zmieniony przeze mnie, ale nie znacznie :)
BEZA
3 białka
szklanka cukru pudru
KREM
1 szklanka śmietanki 36%
1 łyżeczka żelatyny
1 łyżka ciepłej wody
pół tabliczki gorzkiej czekolady
dżem z czerwonej porzeczki (w oryginale z czarnej)
Białka ubiłam na sztywno po czym łyżka po łyżce, delikatnie, ciągle miksując, dodawałam cukier, aż białka stały się sztywne i lśniące. Na papierze do pieczenia odrysowałam okręgi o średnicy 10 cm. Masę podzieliłam na dwa i wyłożyłam na okręgi. Piekarnik rozgrzałam wcześniej do 170 stopni i w tej temperaturze piekłam 5 minut, potem zmniejszyłam do 140 i piekłam 10 min, potem 120 i 5 minut. Moja beza była jeszcze wilgotna, więc piekłam ciut dłużej.
Cytuję za White Plate:
Nie będę przekonywać, że beza jest łatwa i nie przysparza
problemów. Wręcz przeciwnie, czasem najprostsze rzeczy są
najtrudniejsze.
Zanim zaczęła mi wychodzić tak, jak trzeba, zaliczyłam wiele porażek,
popełniłam tysiąc błędów, potem skubiąc okruchy ciasta z papieru do
pieczenia.
Najważniejsze jest to, żeby ubić ją tak, jak trzeba - nie za bardzo,
bo beza, która jest ubijana za długo, może opaść i dać dokładnie taki
sam efekt jak ta, która jest płynna. I tu, podobnie jak w przypadku
innych "prostych" rzeczy, trzeba zdać się na doświadczenie (albo
poprosić kogoś, kto umie ją robić, żeby pokazał nam, jak :)
i dalej:
Zawsze powtarzam wszystkim, którzy korzystają z moich przepisów, jak
ważne jest to, by poznać swój piekarnik. W jednym to samo ciasto będzie
gotowe w 20 minut, w innym potrzeba na to czterdziestu. I nie chodzi tu o
to, czy piekarnik jest stary i wysłużony, czy też nowoczesny,
wyposażony w zaawansowane technologicznie funkcje.
W przypadku bezy sprawa piekarnika wydaje się kluczowa.
W poprzednim mieszkaniu zwykłam piec bezowe krążki w wysokiej temperaturze, zmniejszając ją podczas pieczenia. Później okazało się, że ta metoda nie zawsze sprawdza się u innych - beza zbyt szybko się rumieni i zamiast białej, jest brązowa. Z kolei ja nie byłam w stanie piec w tym piekarniku w polecanych przy bezach, niskich temperaturach. Otrzymywałam gumowe, niewyrośnięte placki.
Teraz z kolei, zamiast pieczenia w ten sposób, suszę bezy w niskiej temperaturze (100-120 st C) i taka metoda odpowiada mi teraz najbardziej.
W przypadku bezy sprawa piekarnika wydaje się kluczowa.
W poprzednim mieszkaniu zwykłam piec bezowe krążki w wysokiej temperaturze, zmniejszając ją podczas pieczenia. Później okazało się, że ta metoda nie zawsze sprawdza się u innych - beza zbyt szybko się rumieni i zamiast białej, jest brązowa. Z kolei ja nie byłam w stanie piec w tym piekarniku w polecanych przy bezach, niskich temperaturach. Otrzymywałam gumowe, niewyrośnięte placki.
Teraz z kolei, zamiast pieczenia w ten sposób, suszę bezy w niskiej temperaturze (100-120 st C) i taka metoda odpowiada mi teraz najbardziej.
Krem: w kąpieli wodnej rozpuściłam czekoladę. Żelatynę rozpuściłam w wodzie. Zabrałam się za bitą śmietanę. Pamiętajcie, że śmietanka musi być baaardzo zimna! Ubiłam ją ładnie i dodałam żelatynę, a następnie czekoladę. Piana ma być sztywna! Włożyłam do lodówki na czas kiedy piekły się i studziły bezy. Kiedy były gotowe, dolny blat posmarowałam dżemem z czerwonej porzeczki. Na niego wyłożyłam krem czekoladowy, przykryłam blatem i posmarowałam z góry dżemem. Pychota. Dobrze, że A. nie chciał - było więcej dla mnie! :)
A taki miałam widok z okna rano o 7.15 :) |
pan śledź
Nie ma świąt bez śledzia. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie zjeść srebrnego, otoczonego cebulką i oliwą w wigilijny poranek. W pierzynce śmietany na kolację dzień wcześniej. Po skandynawsku z musztardą na obiad. Propozycji na śledzia jest tak wiele, że nie wiadomo na co się zdecydować. Kto czyta Kukbuka ten wie, że śledź może nawet przybrać postać bezy!
Śledź ma dużo witaminy D i uwaga - polepsza nastrój, polepsza pamięć i koncentrację! Opóźnia demencję!
Śledź na wszystko.
Kilogram śledzi wymoczyłam w mleku. Po tej operacji połowę zanurzyłam w oleju rzepakowym przekładając warstwy cebulą pokrojoną w cienkie pióra i przesypując ziarnami kolendry i czarnego pieprzu. Drugą połowę włożyłam do słoja ze szklanką śmietany 18% trzema łyżkami musztardy rosyjskiej, cebulą w pióra sparzoną i posiekanymi kaparami. Niech się to marynuje teraz troszkę i dziś na kolację będzie uczta!
Śledź ma dużo witaminy D i uwaga - polepsza nastrój, polepsza pamięć i koncentrację! Opóźnia demencję!
Śledź na wszystko.
Kilogram śledzi wymoczyłam w mleku. Po tej operacji połowę zanurzyłam w oleju rzepakowym przekładając warstwy cebulą pokrojoną w cienkie pióra i przesypując ziarnami kolendry i czarnego pieprzu. Drugą połowę włożyłam do słoja ze szklanką śmietany 18% trzema łyżkami musztardy rosyjskiej, cebulą w pióra sparzoną i posiekanymi kaparami. Niech się to marynuje teraz troszkę i dziś na kolację będzie uczta!
hi! my name is herring and I live in a jar! |
witaminy B6, B12, żelaza, cynku, miedzi, fosforu i jodu
witaminy B6, B12, żelaza, cynku, miedzi, fosforu i jodu
witaminy B6, B12, żelaza, cynku, miedzi, fosforu i jodu
piątek, 20 grudnia 2013
nie do wiary!
Może nie uwierzycie, ale nigdy dotąd nie robiłam bigosu. Zawsze się wycwaniałam i zlecałam to babci. Ale nie tym razem. Wstałam rano i poczułam, że to jest ten dzień!
BIGOS SUPER!
1 kg białej kapusty posiekanej
1 kg kapusty kiszonej też posiekanej
duża garść suszonych śliwek posiekanch
garść suszonych grzybów namoczonych kilka godzin przed rozpoczęciem gotowania razem z tą wodą spod grzybów!
250 gram pieczarek pokrojonych w plasterki
kilka liści laurowych
kilka kulek ziela angielskiego
kilka kulek jałowca, pieprzu, kolendry
ze 3 goździki
łyżeczka kminku
łyżeczka hyzotopu
łyżeczka tymianku
łyżeczka gorczycy
około szklanki czerwonego wina
ze 4 łyżki sosu sojowego
Wszystko wrzucam do gara i gotuję pierwszego dnia godzinę. Drugiego dnia też godzinę. Trzeciego dnia też godzinę. Czwartego dnia już można podjadać, ale też godzinę. A potem to już tylko się cieszyć i jeść :)
zdjęcie nadejdzie...
BIGOS SUPER!
1 kg białej kapusty posiekanej
1 kg kapusty kiszonej też posiekanej
duża garść suszonych śliwek posiekanch
garść suszonych grzybów namoczonych kilka godzin przed rozpoczęciem gotowania razem z tą wodą spod grzybów!
250 gram pieczarek pokrojonych w plasterki
kilka liści laurowych
kilka kulek ziela angielskiego
kilka kulek jałowca, pieprzu, kolendry
ze 3 goździki
łyżeczka kminku
łyżeczka hyzotopu
łyżeczka tymianku
łyżeczka gorczycy
około szklanki czerwonego wina
ze 4 łyżki sosu sojowego
Wszystko wrzucam do gara i gotuję pierwszego dnia godzinę. Drugiego dnia też godzinę. Trzeciego dnia też godzinę. Czwartego dnia już można podjadać, ale też godzinę. A potem to już tylko się cieszyć i jeść :)
zdjęcie nadejdzie...
Post na 100 wpis - czarujący, specjalny
W opętaniu świątecznym oprócz mydełek robiłam jeszcze trufle.
Wymyśliłam sobie pudełeczko na 9 czekoladek. 3 rodzaje trufli, 3 rodzaje czekoladek po dwie sztuki.
Trufli szukałam w internecie na Moich Wypiekach of kors. Czekoladki wymyśliłam sama (umówmy się - dużo wymyślania nie było ;)) posiłkując się radami, które znalazłam tu i tu.
Na pierwszy ogień poszły Kulki owsiane. Miałam z nimi małe problemy, bo masa na początku nie chciała się kleić, ale odstawiłam na jakieś 10 godzin i później było lepiej. Musiałam jednak bardzo ostrożnie oblewać je czekoladą, bo się rozpadały. Z owsianki wolę jednak ciastka...
Następnie trufle z matchą, którą kupiłam kiedyś do jakiegoś ciasta, o którym zapomniałam, a matcha została i bardzo się teraz przydała :) Przed polewaniem czekoladą włożyłam je na jakieś pół godziny do zamrażarki.
Ostatnie trufelki to rafaello, do przepisu Doroty dodałam migdały, jako chrupiącą niespodziankę w środku.
Trufle najlepiej formować w rękawiczkach gumowych (w aptece za 20 gr para). Nic się nie klei i idzie szybko.
Czekoladki były upierdliwe. Nie lubię takiej drobnicy i klnę przy tym jak szewc, zarzekając się, że nigdy w życiu już tego nie zrobię. Ale oczywiście jak już praca była skończona zaczęłam się zastanawiać kiedy zrobię kolejne...
Foremki trzeba bardzo dokładnie smarować czekoladą minimum dwa razy używając pędzla. Ale to nie jest takie proste, bo trzeba też uważać, żeby warstwa czekolady nie była za gruba. To ma być pralinka, a nie kostka czekolady w końcu! Za każdym razem patrzyłam na foremkę pod światło sprawdzając, czy nie ma tam jakichś prześwitów. Między kładzeniem warstw poprzednią warstwę trzeba dobrze schłodzić przez kilka minut. Później przekładamy do środka nadzienie. W moim przypadku był to mus z mrożonych truskawek (w garnku zredukowałam truskawki z cukrem i spirytusem do bardzo gęstego muso-kremu. Niestety ciągle wydawało mi się, że jest trochę za rzadki, więc wrzuciłam pół łyżeczki agaru i już było ok!), wiśnie wyjęte z konfitury wiśniowo-korzennej, którą robiłam latem i lemon curd który musiałam przetrzeć przez sito, bo jajko mi się trochę ścięło o.O Po zapełnieniu foremek do 2/3 zalewamy górę czekoladą też pomagając sobie pędzelkiem i zostawiamy do ostudzenia na jakąś godzinę. No i tyle. Wyciągamy z foremek, pakujemy ładnie i dajemy osobie która zasłużyła. Jest z tym trochę dziubdziania. Osobom niecierpliwym nie polecam. Ale z drugiej strony radość jaką okazuje osoba obdarowana i zdziwienie na twarzy - sama to zrobiłaś?! o.O jest w stanie wszystko wynagrodzić.
Wymyśliłam sobie pudełeczko na 9 czekoladek. 3 rodzaje trufli, 3 rodzaje czekoladek po dwie sztuki.
Trufli szukałam w internecie na Moich Wypiekach of kors. Czekoladki wymyśliłam sama (umówmy się - dużo wymyślania nie było ;)) posiłkując się radami, które znalazłam tu i tu.
Na pierwszy ogień poszły Kulki owsiane. Miałam z nimi małe problemy, bo masa na początku nie chciała się kleić, ale odstawiłam na jakieś 10 godzin i później było lepiej. Musiałam jednak bardzo ostrożnie oblewać je czekoladą, bo się rozpadały. Z owsianki wolę jednak ciastka...
Następnie trufle z matchą, którą kupiłam kiedyś do jakiegoś ciasta, o którym zapomniałam, a matcha została i bardzo się teraz przydała :) Przed polewaniem czekoladą włożyłam je na jakieś pół godziny do zamrażarki.
Ostatnie trufelki to rafaello, do przepisu Doroty dodałam migdały, jako chrupiącą niespodziankę w środku.
Trufle najlepiej formować w rękawiczkach gumowych (w aptece za 20 gr para). Nic się nie klei i idzie szybko.
Czekoladki były upierdliwe. Nie lubię takiej drobnicy i klnę przy tym jak szewc, zarzekając się, że nigdy w życiu już tego nie zrobię. Ale oczywiście jak już praca była skończona zaczęłam się zastanawiać kiedy zrobię kolejne...
Foremki trzeba bardzo dokładnie smarować czekoladą minimum dwa razy używając pędzla. Ale to nie jest takie proste, bo trzeba też uważać, żeby warstwa czekolady nie była za gruba. To ma być pralinka, a nie kostka czekolady w końcu! Za każdym razem patrzyłam na foremkę pod światło sprawdzając, czy nie ma tam jakichś prześwitów. Między kładzeniem warstw poprzednią warstwę trzeba dobrze schłodzić przez kilka minut. Później przekładamy do środka nadzienie. W moim przypadku był to mus z mrożonych truskawek (w garnku zredukowałam truskawki z cukrem i spirytusem do bardzo gęstego muso-kremu. Niestety ciągle wydawało mi się, że jest trochę za rzadki, więc wrzuciłam pół łyżeczki agaru i już było ok!), wiśnie wyjęte z konfitury wiśniowo-korzennej, którą robiłam latem i lemon curd który musiałam przetrzeć przez sito, bo jajko mi się trochę ścięło o.O Po zapełnieniu foremek do 2/3 zalewamy górę czekoladą też pomagając sobie pędzelkiem i zostawiamy do ostudzenia na jakąś godzinę. No i tyle. Wyciągamy z foremek, pakujemy ładnie i dajemy osobie która zasłużyła. Jest z tym trochę dziubdziania. Osobom niecierpliwym nie polecam. Ale z drugiej strony radość jaką okazuje osoba obdarowana i zdziwienie na twarzy - sama to zrobiłaś?! o.O jest w stanie wszystko wynagrodzić.
Kulki owsiane |
Kulki owsiane |
Kąpiel wodna - rozpuszczanie czekolady i robienie musu truskawkowego |
hi! my name is lemon curd, po polsku krem cytrynowy |
Czekoladki z wiśniami korzennymi, truskawkami i lemon curd |
Trufle z matchą |
Trufle z matchą |
Trufle kokosowe |
Trufle kokosowe |
Trufle kokosowe |
do pasztetu, do kotleta, do wyjadania ze słoiczka
Mam parcie na pomarańcze. Świeży smak, zapach zwalający z nóg, słodycz. Niedługo będę pakować je do słoików pod postacią konfitury, tym czasem zaczarowana propozycją Ani zrobiłam takiego oto czatneja na święta. Omniomniom!
opętanie
Sprawa wygląda tak: zbliżają się święta, nie mam na nic czasu, biegam jak kot z pęcherzem, ale właśnie wtedy, właśnie kiedy przez brak czasu zapominam o piciu i jedzeniu wpadam na ABSOLUTNIE GENIALNE POMYSŁY żeby sobie ten czas jeszcze skrócić. Ale z drugiej strony...
Tym genialnym pomysłem było zrobienie w tym roku hendmejdowych prezentów. Pudełko czekoladek, mydełka, kule musujące do kąpieli...
Na początek zajmę się mydełkami.
Niestety nie dojechało do mnie pudełko z NaOh. Miałam naprawdę wielką nadzieję, że pobawię się w małego chemika i zrobię naprawdę swoje mydło. Ale jak to przed dedlajnem, często coś nie wychodzi jak się chce. Nie tracąc rezonu znalazłam przepis na mydełka na bazie Białego Jelenia. No to miska w ruch i robimy.
Mydełko z zielonej herbaty i cytryny.
W kąpieli wodnej rozpuściłam starte na tarce mydło. Dodałam trosinkę wody, żeby się lepiej topiło. Jak już było gotowe dodałam zawartość ekspresowej torebki zielonej herbaty, startą skórkę cytrynową i kilka kropel olejku eterycznego cytrynowego. Na dnie silikonowej foremki do muffinów ułożyłam pół plasterka cytryny i listek zielonej herbaty. Na to wylałam masę. Poczekałam dzień, wyjęłam i gotowe!
Mydełko z kawy i pomarańczy.
Mydło przygotowałam jak wyżej. Do masy dodałam fusy z jednej kawy, skórkę startą z pomarańczy i kilka kropel olejku pomarańczowego.
Mydełko o zapachu róży z wiórkami kokosowymi.
Mydło przygotowałam jak wyżej. Do masy dodałam wiórki kokosowe dwie łyżki i kilka kropel olejku różanego. Na dno foremki wrzuciłam suszone płatki róży. Zalałam, poczekałam dzień aż wystygnie i już.
Wszystko do celofanu i pod choinkę.
Mydełka niestety nie są do końca takie jak bym chciała. Wiadomo jaki jest Biały Jeleń. To nie jest mydło super nawilżające skórę. Dodatkowo użycie kawy poskutkowało tym, że woda barwi się na brązowo. Niby nic wielkiego, ale niektórym może to przeszkadzać. Mydełka mimo to rozdam choćby dlatego, że są ładne i moje. A z czasem będę się rozwijać :)
Tym genialnym pomysłem było zrobienie w tym roku hendmejdowych prezentów. Pudełko czekoladek, mydełka, kule musujące do kąpieli...
Na początek zajmę się mydełkami.
Niestety nie dojechało do mnie pudełko z NaOh. Miałam naprawdę wielką nadzieję, że pobawię się w małego chemika i zrobię naprawdę swoje mydło. Ale jak to przed dedlajnem, często coś nie wychodzi jak się chce. Nie tracąc rezonu znalazłam przepis na mydełka na bazie Białego Jelenia. No to miska w ruch i robimy.
Mydełko z zielonej herbaty i cytryny.
W kąpieli wodnej rozpuściłam starte na tarce mydło. Dodałam trosinkę wody, żeby się lepiej topiło. Jak już było gotowe dodałam zawartość ekspresowej torebki zielonej herbaty, startą skórkę cytrynową i kilka kropel olejku eterycznego cytrynowego. Na dnie silikonowej foremki do muffinów ułożyłam pół plasterka cytryny i listek zielonej herbaty. Na to wylałam masę. Poczekałam dzień, wyjęłam i gotowe!
Mydełko z kawy i pomarańczy.
Mydło przygotowałam jak wyżej. Do masy dodałam fusy z jednej kawy, skórkę startą z pomarańczy i kilka kropel olejku pomarańczowego.
Mydełko o zapachu róży z wiórkami kokosowymi.
Mydło przygotowałam jak wyżej. Do masy dodałam wiórki kokosowe dwie łyżki i kilka kropel olejku różanego. Na dno foremki wrzuciłam suszone płatki róży. Zalałam, poczekałam dzień aż wystygnie i już.
Wszystko do celofanu i pod choinkę.
Mydełka niestety nie są do końca takie jak bym chciała. Wiadomo jaki jest Biały Jeleń. To nie jest mydło super nawilżające skórę. Dodatkowo użycie kawy poskutkowało tym, że woda barwi się na brązowo. Niby nic wielkiego, ale niektórym może to przeszkadzać. Mydełka mimo to rozdam choćby dlatego, że są ładne i moje. A z czasem będę się rozwijać :)
musujące kule do kąpieli, przepis wkrótce! |
coś mi się chce
Na pewno ryba. Patrzę do lodówy, a tam tuńczyk, ser, majo, kuku, ogórek, papryka. No to wszystko rach ciach w kosteczkę, dorzucam cebulę i mam sałateczkę!
marchew!
Korzenne ciasto marchewkowe okazało się katastrofą i wiem dlaczego! Przez moją głupotę! Stoję nad przepisem i myślę sobie: "Za dużo sody". Stoję i wiem - Nie dodawaj tyle sody. No, ale dodałam. I szczypało w język. Gorzkie. Złe. Ale jestem pewna, że jeśli dacie dwie łyżeczki nie kopiate zamiast 4!!!! będzie dobrze. Ja w każdym razie raz jeszcze spróbuję, bo przepis prosty i ekspresowy.
jadło drwala
No więc robię gulasz. W garze podsmażam cebulę pokrojoną w piórka. Na to wrzucam pieczarki w plasterki i marchewkę w talarki, paprykę w kostkę, kukurydzę, dodaję dużo przypraw - tym razem się wycwaniłam i kupiłam przyprawę do gulaszu. Podlewam wodą tak żeby przykryło, ale nie tyle co na zupę! Niech się to gotuje do miękkości marchewki. W tym czasie kostkę sojową zalewam gorącym bulionem i niech sobie pije. Jak się upije, a marchewka jest już prawie miękka, wrzucam tę kostkę do gara, bez bulionu oczywiście i pozwalam im sobie tam razem poharcować. Jak się zmieszają to podprawiam łyżeczką, dwoma mąki krupczatki żeby było odpowiednio gęste. No i mam gulasz.
No więc robię placka ziemniaczanego takiego wieeeelkiego na całą patelnię. A robię go tak, że trę ziemniaki zależy ilę potrzebuję, ale około kilograma, może ciut mniej, dodaję jajco i trochę mąki. Czosnek, sól i pieprz też się przydadzą :) Jak ktoś lubi może wetrzeć cebulę. Ważne jest tarcie na tarce, a nie w mikserze! Sprawdzonym i udowodnionym jest, że placki z ziemniaków startych w mikserze nie wychodzą jak powinny! Ciasto ma konsystencję gęstszą niż na naleśniki. Taki hmmm jogurt grecki rozmieszany? Mniej więcej.
Na pół placka wylewam gulasz, polewam jogurtem i jem! Ach!
Przepraszam najmocniej za zdjęcie. Wiem, że nie wygląda apetycznie i mocno rozważałam, czy sobie je darować, no ale... jest...
na zielono
Wariacja na temat pasty z groszku. Z fetą. Po prostu do groszku - tym razem z puchy - dodajemy z pół fety i miksujemy z czosnkiem. Mniam!
na różowo
Zima szara, zimna, smutna. Trzeba dawkować kolory, żeby nie zwariować. Dziś stawiam na róż. Buraczany róż z tego przepisu. Na obiad z ryżem, jogurtowym sosem czosnkowym i kolorową sałatką, na kolację na kanapce z warzywami. Kotlety są bardzo miękkie, ale po upieczeniu trochę się zwierają. Trzeba być delikatnym przy odwracaniu.
poniedziałek, 9 grudnia 2013
ciepło!
To był aromatyczny i rozgrzewający weekend!
Z ukiszonych buraków zrobiłam barszcz ukraiński. Tym razem dodałam dużo chili, kapusty, czerwoną fasolę (białej nie było, a i tak zgodnie z A. stwierdziliśmy, że fasola to fasola, biała i tak się zaczerwieni, wrzucamy czerwoną i hej!). Fajny kwasek kiszonki, buraczki chrupiące, bo prawie ich nie gotowałam, tyle tylko co w zupie. Mniam!
Buraków zostało mi bardzo dużo, więc zrobiłam z nich też surówkę. Starłam je i w sobotę polałam oliwą i wrzuciłam plasterki oliwek - wyszło poprawnie, ale bez szału. Natomiast w niedzielę wmieszałam cząstki pomarańczy, oliwę i ciut mielonych goździków i ooo, to było fajne!
W sobotę do buraczków, albo buraczki do, podałam kotlety ruskie. Ziemniaki ugotowane ubijam na pure, mieszam z twarogiem, cebulą niemal spaloną, kminkiem, solą i pieprzem. Lepię kotlety i smażę.
W niedzielę do buraczków albo buraczki do ;), podałam kofty. I te właśnie kofty warto opisać, bo to dzięki nim miałam miłą niedzielę, a i poniedziałkowy lanczyk do pracy.
KOFTY Z KALAFIORA I ZIEMNIORA
pół kalafiora nie za dużego
4 większe ziemniaki
pół szklanki mąki
1/4 szklanki otrębów
1 łyżeczka pieprzu pomarańczowego
1 łyżeczka garam masali
pół łyżeczki czarnuszki
sól
Kalafiora i ziemniaki surowe! trę na małych oczkach. Mieszam to wszystko z mąką, otrębami i przyprawami. No i teraz na wyczucie. Jeśli podana ilość mąki i otrębów nie sklei masy to trzeba trochę dodać. Warto też poczekać chwilę, bo warzywa puszczą sok i też dodatkowo się pokleją. Finalnie kulki, które będziecie kulać z masy nie mogą się rozpadać. Przy kulaniu warto mieć obok miseczkę z wodą - łatwiej się wtedy lepi - masa nie przykleja się do rąk. Z podanej ilości wyszło mi 21 kulek. Na patelni rozgrzewam bardzo dużo tłuszczu, tak żeby przynajmniej połowa koft była w nim zanurzona. Smażę na złoto.Trwa to około 5 minut z każdej strony. Kofty są w środku przyjemnie ciamlate.
Podałam je z sosem pomidorowym, ale uwaga innym niż zwykle.
Przecier pomidorowy wlałam na patelnię. Dosypałam pół łyżeczki papryki ostrej, słodkiej, cynamonu, mielonych goździków, imbiru, ząbek czosnku, sól i pieprz. Zabieliłam odrobiną śmietany 36%, bo walała się po lodówce taka niedobitka, nawet 1/4 szklanki tam nie było.
Ojej jakie to dobre było!
przepis znalazłam kiedyś na puszka.pl i odtworzyłam z pamięci.
Z ukiszonych buraków zrobiłam barszcz ukraiński. Tym razem dodałam dużo chili, kapusty, czerwoną fasolę (białej nie było, a i tak zgodnie z A. stwierdziliśmy, że fasola to fasola, biała i tak się zaczerwieni, wrzucamy czerwoną i hej!). Fajny kwasek kiszonki, buraczki chrupiące, bo prawie ich nie gotowałam, tyle tylko co w zupie. Mniam!
Buraków zostało mi bardzo dużo, więc zrobiłam z nich też surówkę. Starłam je i w sobotę polałam oliwą i wrzuciłam plasterki oliwek - wyszło poprawnie, ale bez szału. Natomiast w niedzielę wmieszałam cząstki pomarańczy, oliwę i ciut mielonych goździków i ooo, to było fajne!
W sobotę do buraczków, albo buraczki do, podałam kotlety ruskie. Ziemniaki ugotowane ubijam na pure, mieszam z twarogiem, cebulą niemal spaloną, kminkiem, solą i pieprzem. Lepię kotlety i smażę.
W niedzielę do buraczków albo buraczki do ;), podałam kofty. I te właśnie kofty warto opisać, bo to dzięki nim miałam miłą niedzielę, a i poniedziałkowy lanczyk do pracy.
KOFTY Z KALAFIORA I ZIEMNIORA
pół kalafiora nie za dużego
4 większe ziemniaki
pół szklanki mąki
1/4 szklanki otrębów
1 łyżeczka pieprzu pomarańczowego
1 łyżeczka garam masali
pół łyżeczki czarnuszki
sól
Kalafiora i ziemniaki surowe! trę na małych oczkach. Mieszam to wszystko z mąką, otrębami i przyprawami. No i teraz na wyczucie. Jeśli podana ilość mąki i otrębów nie sklei masy to trzeba trochę dodać. Warto też poczekać chwilę, bo warzywa puszczą sok i też dodatkowo się pokleją. Finalnie kulki, które będziecie kulać z masy nie mogą się rozpadać. Przy kulaniu warto mieć obok miseczkę z wodą - łatwiej się wtedy lepi - masa nie przykleja się do rąk. Z podanej ilości wyszło mi 21 kulek. Na patelni rozgrzewam bardzo dużo tłuszczu, tak żeby przynajmniej połowa koft była w nim zanurzona. Smażę na złoto.Trwa to około 5 minut z każdej strony. Kofty są w środku przyjemnie ciamlate.
Podałam je z sosem pomidorowym, ale uwaga innym niż zwykle.
Przecier pomidorowy wlałam na patelnię. Dosypałam pół łyżeczki papryki ostrej, słodkiej, cynamonu, mielonych goździków, imbiru, ząbek czosnku, sól i pieprz. Zabieliłam odrobiną śmietany 36%, bo walała się po lodówce taka niedobitka, nawet 1/4 szklanki tam nie było.
Ojej jakie to dobre było!
przepis znalazłam kiedyś na puszka.pl i odtworzyłam z pamięci.
piątek, 6 grudnia 2013
express
Biegi, latanie, czasem nie ma czasu ;) żeby sterczeć przy garach. Wrzucam więc makaron do wrzątku i robię
PESTO Z BROKUŁÓW (które można zjeść też na kanapce!)
brokuł ugotowany
parmezan
czosnek
oliwa
pestki np. słonecznik
Wszystko razem zmiksować i dodać do makaronu. Jak ktoś chce urozmaicenia może wrzucić pomidory koktajlowe. I cześć!
PESTO Z BROKUŁÓW (które można zjeść też na kanapce!)
brokuł ugotowany
parmezan
czosnek
oliwa
pestki np. słonecznik
Wszystko razem zmiksować i dodać do makaronu. Jak ktoś chce urozmaicenia może wrzucić pomidory koktajlowe. I cześć!
tort kokosowy
Zrobiłam drugi w swoim życiu tort. I to na zamówienie! Hoho! Cukiernik ze mnie rośnie! Nie miałam z nim żadnych problemów, oprócz tego, że podczas robienia masy trochę się wstawiłam likierem kokosowym, taki dobry!
paprykarz
Im więcej go robię tym smaczniejszy wychodzi. Coś dołożę, czegoś odejmę i jest fajnie. Następny zrobię z rybą - sprawdzimy, jaki efekt.
PAPRYKARZ
pół szklanki ugotowanego ryżu
starte dwie marchewki wyciągnięte z bulionu
pół cebuli pokrojonej w drobniusieńką kostkę i sparzonej wrzątkiem na sitku
łyżeczka słodkiej mielonej papryki
pół łyżeczki ostrej mielonej papryki
kolendry tak na czubku łyżeczki
koncentrat pomidorowy
drobno posiekane pół papryki świeżej (zastanawiam się nad upieczeniem drugiej połowy - może dać fajny posmak)
sól, pieprz
Wszystkie składniki mieszamy razem :). Najfajniejsze drugiego dnia.
PAPRYKARZ
pół szklanki ugotowanego ryżu
starte dwie marchewki wyciągnięte z bulionu
pół cebuli pokrojonej w drobniusieńką kostkę i sparzonej wrzątkiem na sitku
łyżeczka słodkiej mielonej papryki
pół łyżeczki ostrej mielonej papryki
kolendry tak na czubku łyżeczki
koncentrat pomidorowy
drobno posiekane pół papryki świeżej (zastanawiam się nad upieczeniem drugiej połowy - może dać fajny posmak)
sól, pieprz
Wszystkie składniki mieszamy razem :). Najfajniejsze drugiego dnia.
czwartek, 5 grudnia 2013
biorę tę rybę
RYBA PIECZONA OSTRA
Biorę tę rybę, pod kran wsadzam i myję, jakby się dotychczas mało w wodzie wymoczyła. Ale myję dokładnie, osuszam ręcznikiem i na rozłożoną folię kładę. Folii tyle, żeby rybę całą zawinąć, żeby ogon nie wystawał ani inna jej część.
Ale za nim zawinę do środka ryby wsypuję trochę soli. Wkładam chili posiekane na cieniusieńskie paseczki. Nie dużo, tak w sam raz. Po kilka. Do chili daję bazylię też cienusieńko pokrojoną. Dokładam jeszcze pół plasterka cytryny wyszorowanej dokładnie, jak się chce to można plasterki dać i dwa i zawijam tę rybę w szczelną torebeczkę.
Rybę na blachę kładę i piekę w 180 stopniach.
Jak długo? Koło 25 min.
Po 20 min wkładam głowę do tej torebki i sprawdzam. Zazwyczaj po tym czasie jest ok.
Biorę tę rybę, pod kran wsadzam i myję, jakby się dotychczas mało w wodzie wymoczyła. Ale myję dokładnie, osuszam ręcznikiem i na rozłożoną folię kładę. Folii tyle, żeby rybę całą zawinąć, żeby ogon nie wystawał ani inna jej część.
Ale za nim zawinę do środka ryby wsypuję trochę soli. Wkładam chili posiekane na cieniusieńskie paseczki. Nie dużo, tak w sam raz. Po kilka. Do chili daję bazylię też cienusieńko pokrojoną. Dokładam jeszcze pół plasterka cytryny wyszorowanej dokładnie, jak się chce to można plasterki dać i dwa i zawijam tę rybę w szczelną torebeczkę.
Rybę na blachę kładę i piekę w 180 stopniach.
Jak długo? Koło 25 min.
Po 20 min wkładam głowę do tej torebki i sprawdzam. Zazwyczaj po tym czasie jest ok.
na ossstro
Do wcinania z wędlinką, czy innymi cudami przy świątecznym stole, kiedy słodkości wychodzą już nosem. Na sylwestra, do wódki, do piwa, na chandrę.
Otwieram ja, proszę ja ciebie, ten słoiczek, wytrzeszczam oczy, zapijam piwem, do tego grissini i już mam piąteczek jak znalazł!
OSSSTRA PAPRYCZKA MARYNOWANA W OLEJU RZEPAKOWYM
duuużo papryczek chili - u mnie z pół kilo wyszło chyba z 5, czy 6 słoików tych większych niż mniejszych
ser feta i capri/ricotta
zioła - bazylia, oregano
kilka ząbków czosnku pokrojonego w plasterki
duuużo oleju rzepakowego
Papryczki blanszujemy, studzimy. W tym czasie siekamy zioła, serki miksujemy razem, mieszamy z ziołami i wciskamy do szprycy. Zimne papryczki nadziewamy i wkładamy do słoików wraz z czosnkiem. Zalewamy to wszystko gorrrącym olejem, który podgrzewamy wcześniej w rondelku.
Uwaga! nie przestraszcie się, bo będzie skwierczało.
Słoiki zakręcamy, studzimy i chowamy do spiżarki. Można jeść już po kilku dniach, jak się przegryzie.
Ps. Olej rzepakowy jest naturalnym źródłem kwasów omega – 3 i dlatego zalewy olejowej nie wylewajcie! Zużyjcie ją do polania sałaty! Będzie pysznie podsmaczona papryczką i ziołami. Ale przepis na sałatkę z aromatyzowanym olejem rzepakowym i... marynowaną śliwką za jakiś czas :)
Otwieram ja, proszę ja ciebie, ten słoiczek, wytrzeszczam oczy, zapijam piwem, do tego grissini i już mam piąteczek jak znalazł!
OSSSTRA PAPRYCZKA MARYNOWANA W OLEJU RZEPAKOWYM
duuużo papryczek chili - u mnie z pół kilo wyszło chyba z 5, czy 6 słoików tych większych niż mniejszych
ser feta i capri/ricotta
zioła - bazylia, oregano
kilka ząbków czosnku pokrojonego w plasterki
duuużo oleju rzepakowego
Papryczki blanszujemy, studzimy. W tym czasie siekamy zioła, serki miksujemy razem, mieszamy z ziołami i wciskamy do szprycy. Zimne papryczki nadziewamy i wkładamy do słoików wraz z czosnkiem. Zalewamy to wszystko gorrrącym olejem, który podgrzewamy wcześniej w rondelku.
Uwaga! nie przestraszcie się, bo będzie skwierczało.
Słoiki zakręcamy, studzimy i chowamy do spiżarki. Można jeść już po kilku dniach, jak się przegryzie.
Ps. Olej rzepakowy jest naturalnym źródłem kwasów omega – 3 i dlatego zalewy olejowej nie wylewajcie! Zużyjcie ją do polania sałaty! Będzie pysznie podsmaczona papryczką i ziołami. Ale przepis na sałatkę z aromatyzowanym olejem rzepakowym i... marynowaną śliwką za jakiś czas :)
miałam i uciekło
Miałam przepis na fajną musakę, ale niestety komp wyleciał mi w powietrze no i już nie mam. Mam tylko zdjęcie, i to nie najlepsze, które uchowało się w aparacie. Normalnie bym sobie odpuściła i nie publikowała przepisu, ale zapiekanka była tak smaczna, że spróbuję ją jakoś odtworzyć.
Kluczowym składnikiem jest wędzona papryka. Przyprawa, którą odkryłam nie dawno i nie wiem, jak mogłam do tej pory bez niej funkcjonować. Daje posmak wędzonki. Głęboka, ciężka. Daje super charakteru wędzonki daniom bez mięsnym, którego czasem mi brakowało. Kupiłam ją na allegro, ale może w spożywczakach też jest - nie szukałam.
Jeśli chodzi o MUSAKĘ PO MOJEMU WERSJA BETA 1500 to postaram się ją odtworzyć, choć może być to trudne, bo wpatruję się w zdjęcie i mam mgłę jeśli chodzi o dwa składniki. No ale spróbujmy:
mały bakłażan pokrojony w cienkie plastry
około 6 ziemniaków średnich pokrojonych w super cienkie plastry najlepiej mechanicznie - na mandolinie, w mikserze, myślę, że w ostateczności obieraczka do warzyw też się sprawdzi
dwie marchewki starte na dużych oczkach
przecier pomidorowy
śmietana 30%
sól
pieprz
dużo wędzonej papryki, ale uwaga! ona jest bardzo intensywna, więc na mój język (a lubię bardzo wyraźne smaki, a nie jakieś pitu pitu) pół łyżeczki - łyżeczka w zupełności wystarczą!
Pokrojone ziemniaki blanszujemy chwilę, bo jeśli będziemy je od razu piec zajmie to wieeeeki. Jak są gotowe to wykładamy je po plasterku w naczyniu żaroodpornym, tak żeby stworzyć warstwę taką jak np. przy lasagne. Delikatnie posolić. Na to kładziemy plastry bakłażana. Nie muszą na siebie nachodzić.Delikatnie posolić.
Piszę delikatnie, bo będziemy solić każdą warstwę, bo wtedy łatwiej zmięknie, a co za tym idzie, jak każdą warstwę posolimy od serca to zamiast jeść zapiekankę możemy od razu jechać do Wieliczki lizać ściany....
Na to warstwa marchewki. Zalewamy sosem pomidorowym zmieszanym wcześniej z papryką wędzoną i ze śmietaną do smaku. Na kartonik przecieru daję z 1/3 małego kubeczka śmietanki.
Potem kolejna warstwa ziemniaków, soli, bakłażana i tak do wyczerpania składników. Całość zalewamy resztą sosu. Można posypać serem, ale ja jakoś ostatnio nie przepadam, więc odpuszczam.
Dla urozmaicenia można pokombinować z innymi przyprawami. Ja się wstrzymałam przez oczarowanie wędzonką, ale gdyby nie ona spokojnie dodałabym mieszankę cynamonu, mielonych goździków, słodkiej papryki, kolendry.
Całość posypać porządnie świeżą kolendrą, jak się ma, bo jak nie to pietruszką :)
Kluczowym składnikiem jest wędzona papryka. Przyprawa, którą odkryłam nie dawno i nie wiem, jak mogłam do tej pory bez niej funkcjonować. Daje posmak wędzonki. Głęboka, ciężka. Daje super charakteru wędzonki daniom bez mięsnym, którego czasem mi brakowało. Kupiłam ją na allegro, ale może w spożywczakach też jest - nie szukałam.
Jeśli chodzi o MUSAKĘ PO MOJEMU WERSJA BETA 1500 to postaram się ją odtworzyć, choć może być to trudne, bo wpatruję się w zdjęcie i mam mgłę jeśli chodzi o dwa składniki. No ale spróbujmy:
mały bakłażan pokrojony w cienkie plastry
około 6 ziemniaków średnich pokrojonych w super cienkie plastry najlepiej mechanicznie - na mandolinie, w mikserze, myślę, że w ostateczności obieraczka do warzyw też się sprawdzi
dwie marchewki starte na dużych oczkach
przecier pomidorowy
śmietana 30%
sól
pieprz
dużo wędzonej papryki, ale uwaga! ona jest bardzo intensywna, więc na mój język (a lubię bardzo wyraźne smaki, a nie jakieś pitu pitu) pół łyżeczki - łyżeczka w zupełności wystarczą!
Pokrojone ziemniaki blanszujemy chwilę, bo jeśli będziemy je od razu piec zajmie to wieeeeki. Jak są gotowe to wykładamy je po plasterku w naczyniu żaroodpornym, tak żeby stworzyć warstwę taką jak np. przy lasagne. Delikatnie posolić. Na to kładziemy plastry bakłażana. Nie muszą na siebie nachodzić.Delikatnie posolić.
Piszę delikatnie, bo będziemy solić każdą warstwę, bo wtedy łatwiej zmięknie, a co za tym idzie, jak każdą warstwę posolimy od serca to zamiast jeść zapiekankę możemy od razu jechać do Wieliczki lizać ściany....
Na to warstwa marchewki. Zalewamy sosem pomidorowym zmieszanym wcześniej z papryką wędzoną i ze śmietaną do smaku. Na kartonik przecieru daję z 1/3 małego kubeczka śmietanki.
Potem kolejna warstwa ziemniaków, soli, bakłażana i tak do wyczerpania składników. Całość zalewamy resztą sosu. Można posypać serem, ale ja jakoś ostatnio nie przepadam, więc odpuszczam.
Dla urozmaicenia można pokombinować z innymi przyprawami. Ja się wstrzymałam przez oczarowanie wędzonką, ale gdyby nie ona spokojnie dodałabym mieszankę cynamonu, mielonych goździków, słodkiej papryki, kolendry.
Całość posypać porządnie świeżą kolendrą, jak się ma, bo jak nie to pietruszką :)
środa, 4 grudnia 2013
o róży słów kilka
Dzika róża. Bardzo wdzięczny owoc, ale cholernie trudny do obróbki. Potrzeba do niej stalowej cierpliwości i kupę czasu. W tym roku narobiłam w cholerę powideł, nalewkę i wino.
Zbiera się długo i uciążliwie. Trzeba się ubrać w stare ciuchy, żeby nie martwić się o ewentualne dziury wyszarpane przez kolce. Do tego rękawiczki, bo bez nich będziecie wydłubywać kolce z dłoni przez kolejne tygodnie. Szypułkowanie to jakiś koszmar. Przecieranie zajmuje jak nic dzień. Jedną porcję trzeba przecierać kilka razy, bo za pierwszym nie wyciśniesz wszystkiego co róża w sobie ma. Twardą różę trzeba przemrozić w zamrażarce. Różę po przymrozkach zbiera się jeszcze gorzej, bo ciapka się w palcach. Ale warto!
Więc:
POWIDŁA Z RÓŻY
tyle róży ile uzbieracie szypułkujecie, mrozicie. Po rozmrożeniu wrzucamy do gara z odrobiną wody i gotujemy aż zmięknie i się rozciapra. Jak się rozciapra to na metalowe sito i trzemy. Trzemy i trzemy i trzemy, aż widzimy, że z tego co zostało już nic nie wycieka. To co wyciekło znów do gara, zasypujemy cukrem do smaku i gotujemy do jego rozpuszczenia. Wychodzą ładne, lśniące, aromatyczne powidła. Do słoików, pasteryzujemy koło 30 min. i już.
WINO Z RÓŻY
Robiłam je trochę na pałę. Kupiłam dymion, zerwałam różę i zrobiłam. Mówiąc szczerze, wina dopiero zaczęłam się uczyć i do teraz jest to dla mnie jakaś czarna magia, ale po fermentacji burzliwej spróbowałam i jest całkiem spoko, więc chyba wyszło. Póki co, leży sobie na fermentacji cichej i czekamy, się modlimy, co z tego będzie. Na trzy kilo owoców wyszypułkowanych, zmrożonych, lekko pogniecionych dałam dwa kilo cukru i 8 litrów wody. Do tego paczka drożdży do win czerwonych i pożywkę. To wszystko zamknęłam w balonie i czekałam. W okolicach WielkiejNocy przeprowadzę pierwszą degustację i... zobaczymy co z tego eksperymentu wyszło.
Wiosną robiłam galaretkę z płatków róży. Jedna partia wyszła ok, druga lekko gorzkawa. Fajna jest do aromatyzowania ciast i do kromki z twarogiem. Fajnie prezentuje się na pankejkach.
Zbiera się długo i uciążliwie. Trzeba się ubrać w stare ciuchy, żeby nie martwić się o ewentualne dziury wyszarpane przez kolce. Do tego rękawiczki, bo bez nich będziecie wydłubywać kolce z dłoni przez kolejne tygodnie. Szypułkowanie to jakiś koszmar. Przecieranie zajmuje jak nic dzień. Jedną porcję trzeba przecierać kilka razy, bo za pierwszym nie wyciśniesz wszystkiego co róża w sobie ma. Twardą różę trzeba przemrozić w zamrażarce. Różę po przymrozkach zbiera się jeszcze gorzej, bo ciapka się w palcach. Ale warto!
Więc:
POWIDŁA Z RÓŻY
tyle róży ile uzbieracie szypułkujecie, mrozicie. Po rozmrożeniu wrzucamy do gara z odrobiną wody i gotujemy aż zmięknie i się rozciapra. Jak się rozciapra to na metalowe sito i trzemy. Trzemy i trzemy i trzemy, aż widzimy, że z tego co zostało już nic nie wycieka. To co wyciekło znów do gara, zasypujemy cukrem do smaku i gotujemy do jego rozpuszczenia. Wychodzą ładne, lśniące, aromatyczne powidła. Do słoików, pasteryzujemy koło 30 min. i już.
WINO Z RÓŻY
Robiłam je trochę na pałę. Kupiłam dymion, zerwałam różę i zrobiłam. Mówiąc szczerze, wina dopiero zaczęłam się uczyć i do teraz jest to dla mnie jakaś czarna magia, ale po fermentacji burzliwej spróbowałam i jest całkiem spoko, więc chyba wyszło. Póki co, leży sobie na fermentacji cichej i czekamy, się modlimy, co z tego będzie. Na trzy kilo owoców wyszypułkowanych, zmrożonych, lekko pogniecionych dałam dwa kilo cukru i 8 litrów wody. Do tego paczka drożdży do win czerwonych i pożywkę. To wszystko zamknęłam w balonie i czekałam. W okolicach WielkiejNocy przeprowadzę pierwszą degustację i... zobaczymy co z tego eksperymentu wyszło.
Wiosną robiłam galaretkę z płatków róży. Jedna partia wyszła ok, druga lekko gorzkawa. Fajna jest do aromatyzowania ciast i do kromki z twarogiem. Fajnie prezentuje się na pankejkach.
w towarzystwie słoików z przecierem z dyni, o którym w innym wpisie |
tu w towarzystwie syropu z kwiatu bzu, o którym innym razem |
Subskrybuj:
Posty (Atom)