niedziela, 20 października 2013

cydr

Generalnie, to ten cydr wyjdzie, jeśli będę miała dużo szczęścia.
Za pierwszym razem sok wirowałam w sokowirówce Malina, która ma tyle lat ile moja mama. Cały blok się trząsł, ale sok zrobiłam. Kiedy wsypywałam drożdże i pożywkę rozmawiałam przez telefon i trochę się poplątałam w proporcjach. Nie wiem, ile czego wsypałam. No, ale fermentację mamy za sobą, więc nie powinno być źle.
Gorzej będzie z drugim nastawem, który robiłam w innej sokowirówce, niestety słabej 500tce, która wypluła więcej musu niż soku. Na razie czekam, co się będzie działo. Może go przefiltruję, jeśli kupię gazę, albo tetrę. Zobaczymy...
Póki co, polecam tekst gościa, według którego mniej więcej robiłam cydr.
Do usłyszenia za jakiś czas, kiedy będę znać efekty tego eksperymentu.



tak wygląda 18 kg jabłek...
Niestety daliśmy chyba za dużo pirosiarczynu. Pewnie coś źle policzyliśmy... Efekt jest taki, że cydr wali jajami. Po dogłębniejszym czytaniu o cydrze dowiedzieliśmy się, że tak na prawdę wcale tego piro nie trzeba dodawać... Ale uczymy się na błędach i może przyszłoroczny będzie lepszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz