sobota, 21 grudnia 2013

tort bez okazji

Robiłam ciasteczka i zostało mi dużo białek. Postanowiłam więc zrobić tort bezowy. Kilka razy się już do niego przymierzałam, ale nie wiedziałam znowu, co później zrobić z żółtkami ;)
"A. zrobiłam ci tort bezowy!"
"Nienawidzę bezy!".
    

Przepis wzięłam od White Plate z książki "Słodkie", z której zresztą uczę się ostatnio angielskiego przyprawiając moich nauczycieli o wariactwo, bo ileż można gadać o jedzeniu? Oj można, można! I w koło Macieju what's the difference between dehydrated and desiccated coconut flakes, what's the difference between, what's the diff...

TORT BEZOWY JUSTYNKI (chyba taką nazwę nosi w książce) ciut zmieniony przeze mnie, ale nie znacznie :)
BEZA
3 białka
szklanka cukru pudru

KREM
1 szklanka śmietanki 36%
1 łyżeczka żelatyny
1 łyżka ciepłej wody
pół tabliczki gorzkiej czekolady

dżem z czerwonej porzeczki (w oryginale z czarnej)

Białka ubiłam na sztywno po czym łyżka po łyżce, delikatnie, ciągle miksując, dodawałam cukier, aż białka stały się sztywne i lśniące. Na papierze do pieczenia odrysowałam okręgi o średnicy 10 cm. Masę podzieliłam na dwa i wyłożyłam na okręgi. Piekarnik rozgrzałam wcześniej do 170 stopni i w tej temperaturze piekłam 5 minut, potem zmniejszyłam do 140 i piekłam 10 min, potem 120 i 5 minut. Moja beza była jeszcze wilgotna, więc piekłam ciut dłużej. 
Cytuję za White Plate:
Nie będę przekonywać, że beza jest łatwa i nie przysparza problemów. Wręcz przeciwnie, czasem najprostsze rzeczy są najtrudniejsze.
Zanim zaczęła mi wychodzić tak, jak trzeba, zaliczyłam wiele porażek, popełniłam tysiąc błędów, potem skubiąc okruchy ciasta z papieru do pieczenia.
Najważniejsze jest to, żeby ubić ją tak, jak trzeba - nie za bardzo, bo beza, która jest ubijana za długo, może opaść i dać dokładnie taki sam efekt jak ta, która jest płynna. I tu, podobnie jak w przypadku innych "prostych" rzeczy, trzeba zdać się na doświadczenie (albo poprosić kogoś, kto umie ją robić, żeby pokazał nam, jak :)
i dalej:
Zawsze powtarzam wszystkim, którzy korzystają z moich przepisów, jak ważne jest to, by poznać swój piekarnik. W jednym to samo ciasto będzie gotowe w 20 minut, w innym potrzeba na to czterdziestu. I nie chodzi tu o to, czy piekarnik jest stary i wysłużony, czy też nowoczesny, wyposażony w zaawansowane technologicznie funkcje.
W przypadku bezy sprawa piekarnika wydaje się kluczowa.
W poprzednim mieszkaniu zwykłam piec bezowe krążki w wysokiej temperaturze, zmniejszając ją podczas pieczenia. Później okazało się, że ta metoda nie zawsze sprawdza się u innych - beza zbyt szybko się rumieni i zamiast białej, jest brązowa. Z kolei ja nie byłam w stanie piec w tym piekarniku w polecanych przy bezach, niskich temperaturach. Otrzymywałam gumowe, niewyrośnięte placki.
Teraz z kolei, zamiast pieczenia w ten sposób, suszę bezy w niskiej temperaturze (100-120 st C) i taka metoda odpowiada mi teraz najbardziej.
Krem: w kąpieli wodnej rozpuściłam czekoladę. Żelatynę rozpuściłam w wodzie. Zabrałam się za bitą śmietanę. Pamiętajcie, że śmietanka musi być baaardzo zimna! Ubiłam ją ładnie i dodałam żelatynę, a następnie czekoladę. Piana ma być sztywna! Włożyłam do lodówki na czas kiedy piekły się i studziły bezy. Kiedy były gotowe, dolny blat posmarowałam dżemem z czerwonej porzeczki. Na niego wyłożyłam krem czekoladowy, przykryłam blatem i posmarowałam z góry dżemem. Pychota. Dobrze, że A. nie chciał - było więcej dla mnie! :)


A taki miałam widok z okna rano o 7.15 :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz