niedziela, 25 sierpnia 2013

blair witch project rozbitków z karaibów

Wyciągnęłam mamę na pobliską górkę, na którą rodzinki z dziećmi wychodzą na niedzielne spacery. Godzinka w górę niespiesznym krokiem, schronisko z ładnym widokiem, żadnego szaleństwa.
Wybrałam to miejsce bo usłyszałam, że rośnie tam dużo jeżyn i jagód, a w planach miałam zamknięcie ich w słoikach. No wiec wzięłyśmy wiadro i poszłyśmy w las.
Od krzaka do krzaka (na którym nie było NIC!) i nagle okazało się, że nie bardzo wiemy gdzie jesteśmy. Ale spokojnie, bez nerwów, jesteśmy na spacerze, mamy dużo czasu, poszłyśmy trochę w prawo, trochę w lewo i niespodziewanie znalazłyśmy się pod schroniskiem. Wypiłyśmy po piwku, pooglądałyśmy wspaniałe widoki i zaczęłyśmy, z pustym wiadrem i innym szlakiem, schodzić w dół.
Nagle przed nami roztoczyła się cała łąka jagód. Mama leżała oglądając chmury, a ja nazbierałam nieco ponad dwa litry borówek! Świetnie! Ale nie spodziewałam się nawet, jaka radość mnie ogarnie, kiedy tuż za zakrętem zobaczę całe krzaki uginające się pod jeżynami. Wiadro w ruch i po godzinie miałam ponad cztery litry. W tym ferworze szczęścia i babskich chichotów, nie zauważyłyśmy nawet, kiedy znowu zboczyłyśmy ze szlaku.
Szłyśmy cały czas przed siebie, nie podejrzewając niczego, jednak, po jakiejś półgodzinie, zaczęłyśmy się zastanawiać, dlaczego nikt nas nie mija. "Mamo, na takie górki chodzi się po śniadaniu, albo zaraz po obiedzie, a nie po osiemnastej! Pewnie teraz siedzą w ogródkach i grillują." Kiedy przeszłyśmy kolejne 20 minut nie mijając żywej duszy, a co najgorsze, żadnego oznakowania szlaku, zaczęłyśmy się martwić. Dla pewności zapytałam, czy mama ma ze sobą jakiś nożyk, dzięki któremu łatwiej będzie nam obcinać liście, żeby przykryć się nimi w nocy... Po kolejnych 20 minutach poszukiwania jakiejkolwiek oznakowanej ścieżki, znalazłyśmy. Prowadziła na drugą stronę góry. Niedługo zrobi się ciemno, samochód został na parkingu z drugiej strony, co robić? Nie pozostało nam nic innego, jak zadzwonić po mieszkającego w pobliżu tatę, żeby przyjechał po nas swoją terenówką i zgarnął ze szlaku. Dawno nikt się tak z nas nie nabijał. Trzeba mieć talent, żeby zgubić się na takiej górce . Ale za to jakie wspomnienia! I jakie jeżyny! Jakie borówki!

Gotująca się konfitura
Nie lubię słodkich przetworów, dlatego żeluję je pektyną, zazwyczaj kupnym żelfiksem. Do kilograma jeżyn dałam nie całe pół kilo cukru i połowę żelfiksu.
                                              

Galaretka z jeżyn w kolorze rubinu od Ani z Kucharni http://kucharnia.blogspot.com/2010/09/zatrzymac-chwile-o-usmiechu-i-jezynach.html

A to po jagodach. Przepis jutro!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz